Leżeliśmy na trawie w gorący dzień
Śmierć pięknych saren przerwał cichy szmer
Zawisł nad nami nagle mały dron
Trwalił naszą chwilę ciagle nie wiem kto
Gładzę lekko dłonią twoją gładką twarz
Sieci małych dronów teraz skanują świat
Wyłącz swój telefon nie rób żadnych zdjęć
Milion informacji wpada w meta sieć
Nie mamy teraz tutaj żadnych szans
Żyją swoim życiem wśród radiowych fal
Namierzają nas, podglądają nas
Nie ma gdzie się schować nie ma dokąd iść
Nie mamy teraz tutaj żadnych szans
Żyją swoim życiem wśród radiowych fal
Namierzają nas, podglądają nas
Nie ma gdzie się schować nie ma dokąd iść
Jesteśmy nielegalnie tu trzeci dzień
Jak stado saren ukryte wśród drzew
Zawisł nad nami nagle mały dron
Trwalił naszą chwilę ciągle nie wiem kto
Wbijasz mi paznokcie w plecy aż leci krew
W pajęczynie świata działa cyber szpieg
Wyłącz swój telefon nie rób żadnych zdjęć
Milion informacji wpada w meta sieć
Nie mamy teraz tutaj żadnych szans
Żyją swoim życiem wśród radiowych fal
Namierzają nas, podglądają nas
Nie ma gdzie się schować nie ma dokąd iść
Nie mamy teraz tutaj żadnych szans
Żyją swoim życiem wśród radiowych fal
Namierzają nas, podglądają nas
Nie ma gdzie się schować nie ma dokąd iść
Wyszliśmy z lasu
Wyszliśmy o świcie na drogę prowadzącą do miasta
Było nam ciepło stopy grzał nam nieostygły asfalt, a wiatr wzosił wierzę z włosów
Maleńki oddział szliśmy jedno blisko drugiego w stronę miejskich dekoracji
Miasto ostatnio bardzo urosło
Z trudem mieści się w granicach
Wielki plan filmowy, który ma swoje gwiazdy, lecz zawsze czeka na nowe dostawy
nie podpisuje umów nie płaci honorariów, tylko sięga bezkarnie po coraz to młodsze ciała
Nikt tu już do siebie nie należy, nikt już nie może być pewien
Wchodzimy do miasta, maleńki oddział bez nazwy, któremu drżą ramiona, pęciny i serce
I już włączli kamery
I robią nam zdjęcia, puszczają muzykę zamiast powietrza
Zaczyna się i można przewidzieć jak się skończy
Jesteśmy pod ochrońą to znaczy bez bronni
Polują na nas szpiedzy i obywaltele
Jednego dnia nas filmują
Drugiego dnia zdzierają z nas ubrania
Ściągają nam buty, a nasze głowy chcą wieszać na ścianach
Każdy kto dotknął uważa nas za swoją własność
Każdy kto przelał krew chciałby mieć pamiątkę
Uciekamy z miasta, uciekamy z planu
Możemy się uratować tylko skacząc
Skaczemy w powietrze, a wiatr wznosi wierzę z naszych włosów
Uciekamy, maleńki oddział wyklętych i bezimiennych
Wyszliśmy z lasu
Wyszliśmy o świcie
Ale czas już wracać naprawdę już czas