Chodzę tą ulicą którą znam od dawna
Wydeptałem w niej ścieżki do Boga i diabła
Oswajałem się na niej z ludźmi oraz z życiem
Przytulała mnie w nocy i budziła o świcie
Leżąc na niej widziałem spadające gwiazdy
Z ustrojem i rządem zmieniali jej nazwy
Jeszcze rosną tam drzewa w odstępach od siebie
Razem z nimi korzenie zapuszczałem pod ziemie
W obcych krajach dalekich z sercem na pagonie
W poszarpanych myślach wracałem wciąż do niej
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem
Posrebrzanych pszenicą pozłacanych żytem
Raz i dwa i trzy
Tą samą ulicą co świt
Kolejny krok
Za mrokiem świt za świtem wciąż mrok
Na apelach i wiecach mówcom puchną gęby
Pustoszeją w niedziele narodowe urzędy
Tyle razy to wszystko swe miejsce już miało
Jak poskładać te myśli w jedną wielką całość
Oficerom na czapkach dogasają gwiazdy
Czarne wrony tarzają się w tym co nakradły
Zakochani nie liczą już kolejnych wiosen
Starzec gnie się przy oknie pogodził się z losem
Zima składa ofiary na białe ołtarze
Dorastając w tym kraju trzeźwiejemy z marzeń
Każdy zdążył już uciec w swoja własna stronę
Słońce chowa swą paszczę za ciężką zasłonę
Tłum coś wita okrzykiem czapki lecą w górę
Jezus schodzi z krzyża by zmieszać się z tłumem
Znowu Bóg się narodzi w Boże Narodzenie
Trzej Królowie przyjadą a z nimi żołnierze
Diabeł zaciska zęby a Pan Bóg się krzywi
Z nieudanych polowań wracają myśliwi
Ograbieni z wolności przemycają ją w biegu
Własną krwią wypisują jej imię na śniegu
A na wiosnę w tym mieście rozkwitają dziewczyny
W dzikim słońcu pęcznieją wiśnie i maliny
Latem słodkie ich usta czerwienieją w słońcu
Od początku do końca i znów od początku
Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie
Choć już wielu wysiadło na innym peronie
Ciągle jeszcze siedzimy w tym życia wagonie
Wciąż jedziemy przed siebie to jeszcze nie koniec