” Paszeko, w imieniu prawa rozkazuję ci mówić…. nksufhdnxlwwąo “.
Kędy spojrzysz puszcza, ciemnej kniei ostępy, mateczniki, moczary,
oczerety, strugi nurty sine. Tam przeto w roztoce, nad ruczajem
można ją było obaczyć. O siedla wiosta ode wsi, w kurnej chacie
na przyzbie, z krukiem na ramieniu, z basiorem i lagą u boku,
w kir odziana, pod kadzią iskrę nieci, o miesiącu napar warzy.
To - blekot, szalej, jemioła, piołun, szkarłatne ropuchy,
lubczyk, mlecz, zaskrońce, sadło niedźwiedzie, własną ślinę.
Wszystko to strawione ziołem rozmaitem…obłokiem pary chatę wypełnia.
Gdy przy barci kto z kmieciów ją czasem obaczył, ano - Sława Bohu -
rzekł, po czem pluł po trzykroć przez ramię i krzyż w powietrzu
znaczył, /na słuczaj wszelaki/ by w gacka, czy w inne monstrum rozmaite
oblec się nie mogła…I nie wiedzieć - Czemu tak?, bo każden
wiedział, że choć w samotni żyła, przecie poczciwem człekiem była...
Kto w Boha wiryt spasajte, hompody pomiłujte.
/Boga/ wierzy ratuje/ /zmiłujcie/
Temczasem na skurcz rodny częstokroć wzywana, by połóg odebrać, bo za akuszerkę brana póty, póki razem jednym na jej ręce łono kmieciowe chłodnego
płodu nie wydało. Tedy wiedźmą! okrzyknięta, a dowodów - bez liku. Przeto
onegdaj widziano ją na mietle, na wierch Łysej Góry ulatującą, gdzie przecie
śluby Kozłu dała. Dzieciobójczyni siarką cuchła! Pewnikiem konkubina Diabła,
z Kusym w sromę padła! To Dziwożona! To Strzyga!, w szynku powiadano. I nie
wiedzieć - czemu tak?, bo każden wiedział, że choć w samotni żyła,
przecie człowiekiem prawym była. Temczasem Cerkiew egzorcyzm już odprawiła,
ciżba jednako zawrzała - Na stos! Na Stos! Jeszcze kur nie zapiał, a już
język ognia jej ciało lizał pod wszy ludzkiej rechot, jeno lelek z
puszczykiem w kniei łzy roniły, szlochowi zacnej akuszerki wtór dając,
gdy temczasem ogień stygmaty i nimb na ciele “wiedźmy” wymalował, a wtenczas gorzki
człekowstręt tryskał z jej ust.
Konkubino Diabła, niechaj ogień strawi grzechy twoje!
Dalibóg, przeklęta wy czerń! A ja gore!
Bute prokleni Lachy…!
/Bądźcie przeklęci/