Nie mówię nic
Nie czuję nic
Nie muszę iść tam gdzie oni
Nie mówię nic
Nie czuję nic
Ten cały syf na dłoni mam
Nie mówię nic
Nie czuję nic
Nie muszę iść tam gdzie oni
Nie mówię nic
Nie czuję nic
Ten cały syf
Sumienie eskulapa nieraz bywa chciwe, ostro jadowite
A w tych szpitalach czysty bywa tylko biały kitel
Stereotypem tu nie pisze typie to wszystko życie
Dobrze wiesz niektórych tu za słowo trzyma Hipokrytes
Jak w polityce wciąż pierdolą pro publico bono
Fortuny rosną rosną i przybywa świniom koron
żyją kroją jakby co to immunitet mi nie prawo
Układy tak domknięte że Mendelejew bije brawo
Na bok, powiedz mi skąd te wszystkie drogie szmaty
Nie ma miłości w sercu miasta bez rekompensaty
Yo, emiraty, sponsorship na jachcie Harlem Shake
Barter, życie gówno warte, atm za atm
I łapię się, że czasem śmigam obok bez refleksji
Zajęty sobą już nie pytam czy świat będzie lepszy
Tu Polsko jak obdukcja, chce z ciebie czuć się dumny
To smak udręki, naród piękny tylko ludzie...
Nie mówię nic
Nie czuję nic
Nie muszę iść tam gdzie oni
Nie mówię nic
Nie czuję nic
Ten cały syf na dłoni mam
Nie mówię nic
Nie czuję nic
Nie muszę iść tam gdzie oni
Nie mówię nic
Nie czuję nic
Ten cały syf
Targałem te cegły na plecach, pamiętasz nauczycielu
Zapomniałeś mnie nauczyć celu
Wtórny przerób dla fantazji miejsce mordu
Te pedagogiczne ciało wysłałbym do leprozorium
Nie w porządku panie władzo bawić się w prywatę
Za damski uuu chiałeś zrobić z nas piniatę
Bohater, reprezentant tej nietrzeźwej żandarmerii
Tak zalany, że nagrany przebiłby tu psa Wardęgi
Jak złe nawyki wciela nawet habit, bad habbit
Miałem się zaśmiać, ale mnie już nie bawi
Konfesjonale, po co całe show i absolucja
Jak boscy middle mani też miewają kłamstwo w ustach
Czasem odpuszczam, śmigam obok bez refleksji
Zajęty sobą już nie wierzę, będzie lepszy?
Tu Polsko jak obdukcja, chce z ciebie czuć się dumny
To smak udręki, naród piękny tylko ludzie...